
Uwielbiam książki obrazkowe! I choć Róża dopiero za kilka miesięcy uszczęśliwi swą matkę tym,
że będzie z nich korzystać „jak należy”, to już lubi je oglądać. Ona więc ogląda
po swojemu, a ja patrzę przy okazji, no bo przecież też mi się coś od życia
należy.

Główny
cykl o Mamoko to: „Miasteczko Mamoko”, „Dawno temu w Mamoko” i „Mamoko 3000”, z
czego ja posiadam dwie pierwsze części tej artystycznej rozpusty i właśnie o
nich będzie dziś mowa. Dociekliwy Czytelnik zapyta może skąd u mnie takie braki
i gdzie podział się tom trzeci. Odpowiem więc, że brak ten dotkliwy nie ma
żadnego drugiego dna. Choć od wielu lat staram się udowodnić, że powiedzenie
„nie można mieć wszystkiego” jest głupie, to z przykrością stwierdzić muszę, że
kiedyś, czegoś było za dużo i na biedne „Mamoko 3000” padł śmiertelny cień
przycisku „usuń z koszyka”. Żałuję więc, ale nie mam. Z pominięciem tej więc
części snuć będę niniejszą rozprawę.
Nawiasem
jeszcze wspomnę, że w serii o Mamoko ukazały się też „Mam oko na liczby” oraz „Mam
oko na litery” (prawdziwy geniusz!) oraz – wydane dosłownie na dniach – „Mam
oko na miasteczko”. O każdej z tych cudnych rzeczy kilka słów pojawi się w
najbliższym czasie.

Co to za fenomen te książki pełne obrazów? Ano taki, że w książce nie pojawia się ani jedno słowo
pisane. Nie jest to wcale potrzebne! Bo tutaj całą treścią są ilustracje. To
one tworzą fabułę (i to nie byle jaką, o nie!) oraz snują opowieść.
Mamoko
to ulice, domy, sklepy. Życie codzienne miasteczka i jego mieszkańców.
Nieskończenie wiele historii, relacji, wątków i zagadek do rozwiązania. (Nie
wiem, czy uda się odkryć je wszystkie, dam Wam znać za kilka lat.) Szczypta
humoru i szczypta dramatyzmu, no bo czym byłoby życie bez któregoś z nich?


„Dawno
temu w Mamoko” to w zasadzie to samo, ale akcja przeniesiona zostaje do
średniowiecza. Będzie więc gotyk, rycerze, zamki i smoki. Nowe ilustracje, nowi
bohaterowie i nowe historie do odkrycia.


„Miasteczko
Mamoko” można „czytać” na różne sposoby. Moim ulubionym jest chyba śledzenie
konkretnych postaci. Bo każda z książek to dziesiątki postaci, a każda postać
to inna historia. Przechodząc od strony do strony możemy zobaczyć, co w ciągu
dnia przydarzyło się naszemu bohaterowi; kogo spotkał, z jaką inną postacią
skrzyżował swe losy. Zadanie, choć z pozoru niezbyt wyjątkowe, okazuje się być
rozrywką mogącą wciągnąć obserwatora na naprawdę długie godziny.

Oglądać
można po cichu, można też nakazać rodzicowi, aby ten opowiadał historię po
swojemu, a na starszych etapach absorpcji lektury – opowiadać samemu. I jak
wspaniale ćwiczyć przy tym zdolności językowe, snucie narracji i budowanie
zdań! No bajka po prostu! Książka należy do tych, które będą rosły wraz z
dzieckiem i które z czasem będą dostarczały coraz to nowych aktywności i
rozrywek. Oglądanie i opowiadanie to tylko jeden z pomysłów. Równie ciekawe
okazać się może wyszukiwanie na obrazkach szczegółów, przedmiotów, które
pojawiają się w najbardziej zaskakujących miejscach. Albo nazywanie przyczyn i
skutków. Możliwości jest wiele.
Każda postać i każdy przedmiot mają swoją historię |
„Czytanie”
Mamoko okazać się może dla rodzica nie lada wyzwaniem. Mały, tłusty paluszek co
rusz wskazywać będzie na stronie kolejne elementy, prosząc o ich nazwanie. To
jednak nie takie łatwe. W innych książkach tego typu, na przykład w „Ulicy Czereśniowej” tego samego
wydawnictwa, wszystko jest oczywiste: dom, chłopiec, pani z psem. Mizielińscy
to jednak zupełnie inna bajka. Mamoko to nieposkromiona wyobraźnia i bardzo
osobiste postrzeganie świata, do opisu którego nasz podstawowy zasób słownictwa
może się okazać niewystarczający.
No bo jak
nazwać te stwory? No jak?

Wszystko
to duże, solidne, kartonowe. Nie znudzi się, zapewni wiele godzin zabawy, nauczy
cierpliwości, koncentracji, wzbogaci zasób słownictwa, dostarczy wrażeń
estetycznych, rozwinie kreatywność. Dałabym 6, ale nie mogę, bo Mizielińscy
strzelili sobie w stopę i wydali „Mam oko na litery”, które swoim geniuszem
przyćmiło „zwyczajne” Mamoko. I to ono zasługuje na notę najwyższą z
najwyższych. Ale o tym już wkrótce! Z rozpędu, że się tak wyrażę.




Miasteczko Mamoko,
Dawno temu w Mamoko,
Aleksandra i Daniel MizielińscyStron: 14 (każda); (7 dużych rozkładówek)Wiek: 3+ (wg wydawcy, co uważam za duże nieporozumienie); 1+ (wg mnie)
Recenzje innych książek w serii:
***
Pewnie część z Was myślała, że znów zniknęłam. Ale nie,
nie! Nic z tych rzeczy! Ot, zapierdol miałam po pachy. Okazało się, że przy
7-miesięcznym dziecku raczkująco-do-kota-wstającym-bez-przerwy-i-spadającym-na-łeb
czas się magicznie nie mnoży. Szkoda! Do tego 7 zaległych recenzji dla portalu,
które wreszcie skończyłam i definitywnie zakończyłam znajomość z portalem
tymże. (Tak jakby, bo tam znowu cisza, znowu nic się nie dzieje i pewnie się
jeszcze będzie toczyć miesiącami.) Ciężko się pisze, jeśli otrzymane „z góry”
wytyczne ograniczają mnie do 2000 znaków (akapit, który czytacie ma znaków 1206
!) i nakazują „styl przezroczysty” oraz niestosowanie zdań współrzędnie
złożonych i metafor. Uwierzcie, że ciężko! Męczyłam się, odkładałam z dnia na
dzień, nie mogłam sklecić nic, pod czym nie wstydziłabym się podpisać (a trochę
jednak ciągle się wstydzę). Przechodziłam z tym wszystkim męki jak podczas
pisania magisterki. Naprawdę! Ten sam typ czarnej rozpaczy. Skończone jednak i
mogę się wreszcie zabrać za przyjemności.
Swoją drogą może warto
stworzyć osobny tekst o tym, jak do czytelnictwa podchodzi portal, który
czytelnictwo powinien promować. I to wśród najmłodszych! Ale o tym innym razem.
Ojej, świetne te obrazki, naprawdę miło się na nie patrzy. No i Twoja córcia najwyraźniej zachwycona, a to najważniejsze :)
OdpowiedzUsuńZnam Mamoko, moja córka bardzo lubiła tę książkę. Ale przyznam, że nigdy nie interesowałem się innymi częściami. Czekam na recenzję "Mam oko na litery" skoro takie dobre. Dla 4-latki będzie jeszcze dobre?
OdpowiedzUsuńA "śmiertelny cień przycisku usuń z koszyka” znam bardzo dobrze. :)
No pewnie! To z literami jest trudniejsze i nie nadaje się dla maluchów. Dla 4-latki będzie świetne! Recenzja będzie w przyszłym tygodniu. :)
UsuńŚwietny ten cykl, pobudza wyobraźnię :)
OdpowiedzUsuńFantastyczne :) Uwielbiam tego rodzaju książki dla dzieci, ale niestety u nas ostatnio nawet książki kręcą się wokół tematu jedzenia, ze względu na moje dwa niejadki :P Na szczęście na rynku ich coraz więcej bo wydawnictwa się zorientowały, że jedzenie to jednak problem u dzieci. Już nawet wierszy się uczymy: Bardzo dobra jest pietruszka, zaproś ją do swojego brzuszka (to akurat z innej, podobnej książki jedzeniowej, Pampi na talerzu.
OdpowiedzUsuńAlez mi sie fajnie czytalo Pani opis. Uwielbiam caly cykl - czasem sama psuje zabawe moim pociechom i opowiadam za duzo - a to zwyczajnie dlatego ze ja sie wciagam w ogladanie ksiazki I moja wyobraznia zostaje mocno obudzona :)
OdpowiedzUsuń