Stało się! Na miesiąc przed porodem zaczęłam myśleć o
wyprawce. Przez wiele tygodni żyłam w przeświadczeniu, że przecież wszystko mam
i w ogóle nie muszę się tym martwić. Potem jednak zrobiłam rekonesans i okazało
się, że kilku rzeczy potrzebuję. Przy okazji przypomniałam sobie co w
pierwszych miesiącach życia naszego pierwszego dziecka okazało się prawdziwym
błogosławieństwem, a co kompletnym niewypałem. Mądrością tą się dzielę. Dziś
część pierwsza wyprawkowych hitów i kitów – zdrowie i higiena, a także kilka
związanych z nimi pomysłów. W cyklu poczytać będziecie też mogli o ubraniach i
tekstyliach, gadżetach oraz wszystkim tym, co niezbędne dla mamy do szpitala i
po porodzie.
Hity:
Przewijak w łazience
Gdybym miała wybrać jedną rzecz, która najbardziej
ułatwiła mi życie z małym dzieckiem, to byłby to właśnie przewijak umiejscowiony
w łazience. Zdecydowałam się na najtańszy stół z Ikei Sniglar, na nim leży miękki,
piankowy podkład (KLIK!). Na przewijaku powiesiłam plastikowe pudła, w których
trzymam pieluchy. Więcej miejsca nie potrzebuję, ponieważ wokół jest wiele
półek, a nad samym przewijakiem parapet, na których to trzymam kosmetyki i inne
akcesoria. Dolna półka stołu to dodatkowa przestrzeń, można na niej trzymać
jakieś ubrania, zapasowe podkłady i wszystko, co tylko dusza zapragnie.
Hitem jest już sama baza do przewijania, czyli stałe
miejsce, gdzie przewija się maluszka, gdzie ma się pod ręką wszystkie niezbędne
akcesoria: pieluszki, chusteczki, ewentualnie jakieś kosmetyki. Nie wyobrażam
sobie, aby za każdym razem donosić to w inne miejsce. Trudno byłoby mi jednak stworzyć
takie miejsce poza łazienką, na przykład nad łóżeczkiem, jak dzieje się to
chyba w większości przypadków. Obecność bieżącej wody uważam za rzecz niezbędną
podczas przewijania niemowlęcia. Niezliczoną ilość razy musiałam natychmiast
umyć ręce pobrudzone zawartością pieluchy (sorry, ale takie życie) albo zaprać
ubranko. Wielokrotnie, zamiast używać tony chusteczek, wygodniej (i
higieniczniej!) było mi po prostu posadzić niemowlę w umywalce (sic!) i tam
umyć mu pupę. Z biegiem czasu dziecko zamiast sadzać w umywalce zaczęłam
stawiać w wannie – wygoda przede wszystkim!
W ogóle łazienkę uważam za jedyne odpowiednie miejsce na
robienie pewnych rzeczy. Na przykład kąpiel. Jak to możliwe, że niektórzy kąpią
swoje dzieci w sypialni?! Pomijam już fakt rozchlapywania wody wszędzie
naokoło, ale kto nosi upiornie ciężką wanienkę pełną wody dalej niż
kilkadziesiąt centymetrów? (I co w tym czasie robi się z dzieckiem??!!) Powietrze
w łazience można poza tym szybko nagrzać farelką, co my robimy nawet latem. A
gdzie położyć dziecko po kąpieli? Oczywiście na przewijaku.
Choć przewijak jest już nieco za mały, wciąż nie
wyobrażam sobie bez niego życia. Od przeszło 20 miesięcy zmieniana jest na nim
każda pielucha (dzięki temu stałemu systemowi nigdy nie mieliśmy problemów z
ucieczkami podczas przewijania) i dokonywane są ablucje po skorzystaniu z
nocnika. To tam się ubieramy i wycieramy po kąpieli.
Problemem takiej bazy w łazience może być miejsce, nie
zawsze się ono znajdzie. My wynieśliśmy suszarkę do salonu, ale warto było! Jeśli
jednak nie posiada się wystarczająco dużo przestrzeni na dodatkowy stół, bazę
do przewijania umiejscowić można na przykład na pralce. Myślę, że to równie
dobry pomysł.
Jednorazowe podkłady do przewijania
Zapewne większość przyszłych mam tego nie wie (ja nie
wiedziałam, bo też skąd?), ale niemowlę ma to do siebie, że najczęściej sika,
kiedy jest akurat bez pieluszki, na przykład podczas przewijania. Nie jest to
żaden przypadek ani odosobniona sytuacja, ale zwyczajna reakcja małego
organizmu na zmianę temperatury. Przez kilka miesięcy całkowitą normą było więc
regularne zasikiwanie przewijaka. Można za każdym razem przeznaczać do prania
swoje podbite ceratką kocyki minky, a plastikową powierzchnię przewijaka myć,
ale można też być wygodnym i korzystać z jednorazowych podkładów do
przewijania.
Rzecz nie jest droga, jeśli się ją kupi w dużych paczkach
przez internet. Ja uczyniłam inwestycję jeszcze tańszą i bardziej ekologiczną
kupując duże podkłady, a następnie dzieląc je na dwie albo nawet cztery części
i kładąc jedynie na dół przewijaka. Bardzo umowna jest tu także jednorazowość
takiego podkładu. Nam służył, w zależności od fartu, nawet do kilkunastu razy,
to jest do momentu zabrudzenia. Najlepsze podkłady były marki Seni. Po ich
przecięciu waciany wkład się nie wysypuje, wszystko pozostaje też na swoim
miejscu nawet po kilkukrotnym użyciu. Najgorsze – z Lidla; po jednym położeniu
dziecka nadawały się do śmieci.
Frida – aspirator do nosa
Bardzo pomocne i skuteczne urządzenie potrzebne nie tylko
w razie kataru. Nigdy nie miałam zastrzeżeń do jego działania.
Fridę stawiam tu w opozycji do niezaprzeczalnego kitu,
jakim jest gruszka do nosa, która nie nadaje się zupełnie do niczego.
Największym hitem jednak do czyszczenia dziecku nosa jest
patyczek do uszu. ;)
Termometr rtęciowy
Przetestowałam kilka termometrów elektronicznych: tańsze
i droższe, takie i owakie. Każdy z nich pokazywał, co chciał. Pamiętam swoją
irytację, kiedy po szczepieniu Róża wydawała mi się ciepła, a super-hiper
termometr w ciągu 5 minut pokazał mi skalę wyników od 35 do 40 stopni. W końcu
chwyciłam stary, dobry termometr rtęciowy (wciąż można je bez problemu kupić na
Allegro, choć pewnie każdy ma taki w domu) i w czasie karmienia (dziecko jest
wtedy spokojne) zmierzyłam Róży temperaturę pod pachą. Po kilku minutach słupek
zatrzymał się przy bezpiecznych 37 stopniach. Od tego czasu pomiar rtęciowy to
jedyny, do którego mam pełne zaufanie.
Pieluchy jednorazowe
Nie przoduję w dbaniu o ekologię, najważniejsza jest dla
mnie wygoda. O ile mogę zrozumieć stosowanie pieluch wielorazowych na
późniejszym etapie życia dziecka (choć ja nadal wybieram jednorazówki), to nie
jestem sobie tego w stanie wyobrazić w pierwszych jego tygodniach, kiedy kupy
(przepraszam za dosadność) są rzadkie jak woda i pojawiają się kilkanaście razy
dziennie. Nie istnieje większy komfort niż wyrzucenie tego wszystkiego do
śmieci.
Zaczęłam od Pampersów (ach, ten marketing!). Zielone
Pampersy są dobre, idealne są jednak te białe. Są dużo droższe, ale znakomicie wszystko chłoną. Kompletną tragedią są za to Pampersy pomarańczowe – wyglądają jak
zrobione z czystego plastiku; są sztywne, nie oddychają, nie mają elastycznych
zapięć; stanowczo odradzam! Potem przerzuciłam się na Dadę (pieluchy z
Biedronki), które jakościowo przypominają zielone Pampersy (a może są nawet
lepsze, bo nie są sztucznie perfumowane, Pampersy – niestety są). Są też dużo
tańsze. Tym razem będę ich używać od samego początku.
Kity:
Waciki, gaziki, patyczki do uszu, sól fizjologiczna i
inne akcesoria przeznaczone „specjalnie dla dzieci”
Wszystko, co wymieniłam jest oczywiście potrzebne i mieć
w swoich zapasach należy. Wiecie jednak jaka jest różnica między wacikami „dla
dzieci”, a najtańszymi wacikami z osiedlowego supermarketu? Żadna! Te dziecięce
mają na opakowaniu nadrukowanego bobasa. Ach, i jeszcze jedna, drobna różnica –
kosztują zazwyczaj kilka razy więcej. Jednorazowo nie jest to duży wydatek
(wszak nie trzeba wiele na patyczki do uszu), jednak grosz do grosza... Z
biegiem czasu może uzbierać się już znaczna kwota.
Dziecięce proszki do prania
Nieco inna kategoria, zapewne bardziej dyskusyjna.
Proszkowe lobby to niezwykła siła! Producenci przekonują nas, że niebezpieczna
chemia zniszczy delikatną skórę naszego maluszka. Czasami z pewnością się tak
dzieje – niektóre dzieci są bardziej wrażliwe, mogą u nich występować
podrażnienia i wysypki. Wydaje mi się jednak, że norma jest inna.
W zasadzie nic nie mam do dziecięcych proszków. Są
droższe niż te tradycyjne, ale za to pięknie pachną. Problemem jest jednak to,
że nie dopierają brudnych ubrań, zwłaszcza te najgorsze plamy, z kupy (no, ba!),
pozostają tam, gdzie były. W ciąży udało mi się uzbierać kilka darmowych próbek,
wykorzystałam je więc na samym początku. Przetestowałam różne marki proszków i
płynów – wszystkie były tak samo beznadziejne. Kiedyś próbek zabrakło, do
pralki wlany został więc żrący Persil, doprawiony na dodatek Lenorem. Wiecie co
się stało ze skórą Róży? Nic. Od tej pory nie ujrzał dom nasz delikatnych
środków piorących. Mam nadzieję, że także drugie dziecko okaże się nie być
szczególnie wrażliwe.
W ogóle kwestia prania to ciekawy temat. Często słyszę,
że przy dzieciach jest tak dużo prania, że pralka chodzi nieustannie.
Zastanawiam się wtedy co robię nie tak. Kiedy dziecko zaczyna jeść, a potem
raczkować w błocie, to rzeczywiście ubrania zmienia się dosyć często (choć
nigdy nie zdarzyło nam się robić prania częściej niż raz w tygodniu), ale kiedy
niemowlę jest malutkie i jedynie leży i fika nogami – jest czyste. Przez wiele
dni mogłaby mała Róża być ubierana w te same ciuszki i tylko jakiś społeczny
przymus kazał mi od czasu do czasu zmieniać jej wciąż czyste i pachnące
ubranka.
Prasowanie
Może czyni to ze mnie najgorszą matkę sezonu (o pani domu
nie wspomnę), ale poszczycić się mogę faktem, że nigdy nie wyprasowałam żadnego
ubranka dla mojego dziecka. Nie jest to jakaś szczególna złośliwość w stosunku
do córki, ja po prostu w ogóle żelazka nie tykam. Mamy w domu takie urządzenie,
mąż prasuje nim sobie koszule i czasami coś dla mnie, jeśli jest to rzecz,
która prasowania szczególnie wymaga (mąż jest mistrzem prasowania! serio!),
oboje jednak uznaliśmy, że bawełniane body kryteriów wspomnianego musu nie
spełnia.
To chyba coś, czego nigdy nie zrozumiem; po co prasować
dziecięce ciuszki? Słyszałam różne wersje; jedni twierdzą, że pozwala się to
pozbyć niechcianych drobnoustrojów (serio?! nawet gdyby miało to sens (choć nie
ma, bo przecież wszędzie wokół jest mnóstwo zanieczyszczeń), to przesadnej
sterylności powiedzieć należy stanowcze „nie!”), inni, że gładka tkanina to po
prostu komfort dla delikatnej skóry. Obowiązkową sekwencją czynności każdej
szanującej się matki jest więc wypranie i wyprasowanie każdej nowej rzeczy. Pranie
rozumiem; piorę wszystkie nowe rzeczy, także swoje, prasowania jednak nie pojmę
nigdy, wcale też pojmować nie zamierzam. Życie bez żelazka jest szczęśliwsze i
pełniejsze! :)
Mleko modyfikowane „na wszelki wypadek”
Wspominałam już o tym TUTAJ.
Jeśli chcesz karmić piersią – nie zakładaj porażki, bo
myślenie ma tu duże znaczenie. Każdemu jakieś „wypadki” się w końcu przytrafią,
w końcu nadejdzie kryzys, jak nie laktacyjny to psychiczny i podanie sztucznego
pokarmu, który przecież stoi i czeka w kuchennej szafce, okaże się takie
łatwe i skuteczne. Wtedy jednak problem się nie rozwiąże, a pogłębi. Nie warto!
Sztuczne mleko można kupić zawsze i wszędzie, dziecko nie umrze z głodu przez kilka
godzin, a może zanim ubierzecie buty i wyjdziecie do sklepu problem rozwiąże
się sam?
Niepotrzebne będą też wszelkiego rodzaju herbatki dla
niemowląt. Karmiąc piersią nie dopajamy! Jeśli już ktoś koniecznie musi, to
niech w supermarkecie kupi pierwszą lepszą herbatkę ziołową do zaparzenia.
Herbatki przeznaczone specjalnie dla niemowląt pełne są cukru i innych „ulepszaczy”,
zwłaszcza te granulowane to niezły syf.
Witaminy dla niemowląt w kapsułkach
Sama kwestia witamin jest sporna. Czy jest sens podawać
coś, czego przyswajalność to 3%? Ja, jako przykładna matka, zgodnie z zaleceniami,
witaminę D podawałam przez rok, choć latem raczej nieregularnie. Początkowo
miałam takie specjalne „dla dzieci”, w kapsułkach, które miały ułatwić
dozowanie (odliczenie dwóch kropelek jest przecież takie trudne...) i w ogóle
być super. Nigdy na nic się nie wkurzałam tak bardzo jak na te kapsułki! Za
każdym razem przy otwieraniu takowej, większa lub mniejsza odrobina tłustego
płynu z jej wnętrza wylewała się na palce lub w ogóle leciała gdzieś w kosmos.
Tłuste ręce stwarzały ryzyko, że mała, plastikowa otoczka kapsułki wpadnie dziecku
do buzi, wkurzała mnie też konieczność mycia rąk po każdym ich użyciu. Potem
kupiłam zwyczajne witamy w buteleczce, które nie dość, że były wygodne w stosowaniu
(dozowanie kropelek okazało się dziecinnie proste), to jeszcze kilka razy
tańsze niż kapsułki.
Krem do pupy
No dobra, warto mieć jeden, który użyjemy w razie
problemów, ale nie należy się zaopatrywać w cały szereg silnych w działaniu
specyfików i stosować ich zapobiegawczo. Mądrością tą podzieliła się ze mną
położna w szpitalu, która widząc, jak mąż obficie smaruje noworodkową pupę
Linomagiem, zdroworozsądkowo zapytała: „A czy coś się dzieje?”. Nic się nie
działo, ale wydawało nam się, że tak właśnie trzeba. Nie trzeba. Pupa chroni
się sama, a przyzwyczajona do kosmetyków skóra może reagować gorzej. Mądrzejsi
o naukę położnej kremu nie używaliśmy wcale (w ciąży nazbierałam całe mnóstwo
próbek Sudocremu, do tej pory nie zużyłam ani jednej) i odparzonej pupy nasze
dziecko nie miało nigdy. Powtórzę: nigdy! A nie używaliśmy przewiewnych
bambusowych wielorazówek, jak już wspominałam, tylko sztucznych, jednorazowych
pampersów.
Jeszcze mniej potrzebne będą pudry, zasypki, mączki;
naprawdę nie trzeba ich stosować.
Octenisept i pielęgnacja pępka
I znowu – po co kombinować, skoro zrobi się samo? Szkoły
są różne, niektórzy każą przemywać, inni nie, jeszcze inni zabraniają w ogóle
moczyć kikut pępka. W moim szpitalu głoszono tezę: olać, odpadnie sam. I
faktycznie, odpadł; niczym niesmarowany i nieprzemywany. Problemów z ropą,
smrodem i innymi nieprzyjemnościami też nie było. Pełna butelka Octeniseptu jak
stała – stoi.
Kosmetyczne hity i
kity
Nie jestem specjalistką od kosmetyków, sama używam
jedynie szamponu do włosów i dezodorantu. Przy dziecku też ograniczyłam się do
minimum, co uważam za jak najbardziej hitowe rozwiązanie, niemowlę naprawdę nie
potrzebuje całej drogerii.
U nas zdecydowanym hitem było Emolium – emulsja do
kąpieli. Po porodzie skóra Róży była bardzo wysuszona, dosłownie sypała się jak
biały puch. Wystarczyły dwie kąpiele w emoliencie, żeby przywrócić ją do
normalnego stanu. W ciągu następnego roku użyć musiałam go jeszcze kilka razy,
za każdym razem jedna-dwie kąpiele załatwiały sprawę. Na co dzień używaliśmy
płynu do kąpieli Bybydream (z Rossmana). Ma dobry skład, jest bardzo tani i
wydajny. Do tej pory ciągle używamy tej samej butelki (prawie dwa lata!). Nie
używam go jednak przy każdej kąpieli. Jeśli Róża jest stosunkowo czysta, a
kąpiel traktujemy jako wieczorną przyjemność i zabawę – nie wlewam do wody
żadnych kosmetyków.
Czasami używaliśmy też rossmanowskiej oliwki do ciała.
Celem nie było nawilżanie (bo nie było to konieczne), była to jednak wspaniała
okazja do masażu ciała dziecka. Dziecko jednak masaże lubiło średnio i oliwka
poszła w kąt. Dziś zamiast oliwki wybrałabym (i wybiorę!) balsam, który nie
rozlewa się wszędzie wokół i nie pozostawia okropnych, niespieralnych, tłustych
plam (nasze pokrowce na przewijak wyglądają jak pobrudzone błotem, a to tylko
pozostałości oliwki).
Kremy. Jak już wspominałam – nie używaliśmy kremu do pupy.
Miałam krem z cynkiem z Rossmana przeznaczony właśnie na tę część ciała, ale
był bardzo gęsty, trudno się rozsmarowywał i brzydko pachniał. Szybko trafił do
śmieci. Sudocrem użyć musieliśmy kilka razy, na bardzo niewielkie powierzchnie
(nie tylko w okolicach pieluszki). Działał w ciągu kilka godzin; zdecydowany
hit! Do tego jest bardzo wydajny; w mojej mikroskopijnej próbce nie ubyło nawet
połowy jego zawartości. Nie radzę go jednak stosować zapobiegawczo, bo jeśli
naprawdę ze skórą zacznie się dziać coś złego – nie będzie już żadnej
alternatywy. Od wielu lat największym hitem w mojej rodzinie jest zielona maść
Linomag (dostępny w aptekach). Traktuje się go jak lek na całe zło; nakładamy
go na wszelkie swędzenia, pieczenia i niezidentyfikowane zmiany; działa zawsze.
Lekarstwa
Tu przede wszystkim zachować należy umiar. Przed porodem
zaopatrzyłam się jedynie w syrop przeciwgorączkowy i przeciwbólowy Pedicetamol
(paracetamol w syropie); wciąż stoi. Nie kupowałam niczego innego i nic innego
nie było potrzebne. Reklamy zapewniają nas, że nie możemy się obejść bez
dziesiątki innych specyfików takich jak kropelki na brzuszek, czopki, syropki i
suplementy, ale tak naprawdę możemy.
***
Pamiętajcie też, aby uniknąć błędów już na początku, w
szpitalu. Kto nie czytał, niech zerknie na mój tekst sprzed kilku miesięcy:
Największy błąd macierzyństwa. :)
A jakie były Wasze
największe hity i kity związane z higieną? Zgadzacie się z moją listą czy
wyglądałaby ona inaczej?
Koniecznie przeczytaj też:
- Wyprawkowe hity i kity: ubrania i tekstylia
- Wyprawkowe hity i kity: gadżety
- Rok z życia matki (prawie bez lukru)
- Drugie dziecko - dlaczego teraz?
- Nie lubię być w ciąży
- Karmienie piersią, czyli o tym, dlaczego jestem laktoterrorystką
- Dieta matki karmiącej – bzdury i bzdurki
Przewijak w łazience bomba, też nam się bardzo przydał :) Frida do nosa również, choć im dzieć większy, tym bardziej chciałabym mieć "Katarek" podłączany do odkurzacza, znacznie lepsze ma efekty. Nam się jeszcze bardzo przydał śpiworek jak mała skończyła kilka miesięcy, nie musiałam się martwić o to, że się odkryje, teraz jak śpi pod kołdrą, budzę się i ją przykrywam przynajmniej raz w ciągu nocy ;)
OdpowiedzUsuńCo do kitów, to nam akurat elektroniczny termometr działa nieźle, ale rtęciowy też mamy i te są absolutnie najlepsze, tu się zgadzam. Dziecięcy proszek do prania stosowaliśmy przez rok, potem już w normalnym wszystko prałam i też nigdy niczego Tosi nie wyprasowałam, bo prasować nienawidzę :P
Witaminki kupiliśmy z pompką ^_^ Mój mąż miał dokładnie te same przemyślenia co ty odnośnie tzw. rybek. Pupanten też mamy jeden i zawsze działał :D
Rzeczy specjalnie "dla dzieci" też mnie zawsze rozbrajały... Z kitów dodałabym jeszcze chusteczki nawilżane, nigdy nie mogę znaleźć takich, co mają znośny skład, więc myję dziecku pupę... wodą. Tadam! Jakaż to oszczędność :3
Śpiworek bardziej pasuje do wpisu, który będzie następnym razem: ubrania i tekstylia. Chociaż w moim zestawieniu go nie będzie. Uważam, że to hit i mam nadzieję, że tym razem uda się go używać. Róża spać w nim nie chciała. Najpierw trzeba było ją usypiać i było niewygodnie, a jak już zasnęła to próba włożenia jej do środka kończyła się pobudką. Rozkopuje się ciągle, ale dużo mniej jak ma zwykłą, dużą kołdrę. A poza tym ciepły, polarowy pajacyk załatwia sprawę. :)
UsuńChusteczki z dobrym składem są z Rossmana albo Dada z Biedry. Ja uwielbiam te z Rossmana, bo nie pachną i są stosunkowo suche. Chociaż woda i wanna wiadomo, najlepsze. :)
Rossmana mam daleeeeko i rzadko tam bywam, a nasze Dada z Biedry są produkowane przez firmę, która "urozmaica" skład :/ Niestety ta sama nazwa, te same opakowania, a skład inny... Ostatecznie kupiłam trochę chusteczek Tami z Rossmana i używam ich w czasie wyjść, a w domu woda i mydło :) Chociaż panna zaczyna już korzystać z toalety powoli, więc mam nadzieję, że za jakiś czas będę ich używać tylko do wycierania rąk ^_^
UsuńNam też bardziej pomógł Katarek do odkurzacza, Frida nie dość że mnie obrzydzała, to jeszcze sama się zarażałam. Do tego widziałam gdzieś, że tylko 1/4 wydzieliny usuwa.
UsuńNo u nas kąpiele długo odbywały się w sypialni (czy tam w naszym wspólnym jedynym pokoju, który wszyscy dzielimy z dzieckiem) i nie chodzi o to, że w łazience jest chłodniej czy coś. Mamy po prostu maleńką łazienkę, bez wanny, z kabina prysznicową. Kiedy mała zaczęła już siedzieć, możliwe są kąpiele w brodziku (mamy głęboki), ale wcześniej takie coś nie było ani bezpieczne, ani wygodne. Rozchlapywania wody nie było, wanienkę z wodą dźwiga mężo, czasami ja, jak jestem sama. Wszystko się da zorganizować, kiedyś wykończymy drugą większą łazienkę i będziemy się w wannie pluskać we trójkę ;) Póki co dom w budowie :)
OdpowiedzUsuńRany, tyle dźwigania! :) Wanienkę można by do brodzika wstawić!
UsuńNie zmieści się. Poza tym mnie jakoś tak niekomfortowo i niewygodnie się zginać, tym bardziej klęczeć. Mało przestrzeni. Tak było wygodniej ;)
UsuńPoza tym pełna zgoda co do termometru rtęciowego i pełna niezgoda co do prasowania :P Nie że jakieś tam drobnoustroje, ale po prostu nieładne takie ubranka pomiętolone, nie mogłabym włożyć tego do szafy :) Ale ja tak mam ze wszystkimi ubraniami i w sumie lubię prasować :)
UsuńJa już (szczęśliwie!) okołowyprawkowe tematy mam za sobą, ale z przyjemnością przeczytałam ten wpis. Urzeka mnie Twoje down to earth podejście do tematu.
OdpowiedzUsuńNie wspomniałaś słowem o inhalatorze/nebulizatorze, a u nas to urządzenie idzie w ruch bardzo często. Prawie przy każdej infekcji górnych dróg oddechowych lekarze zalecają inhalacje solą fizjologiczną. I wiesz co? Naprawdę mam przekonanie, że to działa: dziecko tuż po inhalacji mocniej kaszle, ale długość choroby się skraca, poza tym nawilżony nos = "odmoczone gluty" i problem z zatkanym na amen nosem nie grozi! Ale żeby inhalacja się udała, dziecko musi być już w "poważnym wieku", żeby zrozumiało, po co mu ta maszynka przy nosie huczy. Moja młodsza córka ma dwa i pół roku i dopiero teraz da się ją inhalować, ale i tak koniecznie przy telewizji. Co to jest za hałas! Inhalator warczy, a bajka wyje, żeby przekrzyczeć inhalator...
A ja zawsze prasowałam, prasuję i będę prasować dziecięce ubranka, bo... lubię. Kiedy trzymam w ręku żelazko, mam świetną wymówkę, żeby pobyć chwilę sama, bo strefa bezpieczeństwa okołodeskowej została przeze mnie ustalona na metr, więc co jakiś czas przez jakiś czas nikt mi się nie plącze pod nogami;) Uprane i wyprasowane ubranka pachną obłędnie, bez prasowania nie ma tego efektu "wow" :)
Z chusteczek nawilżanych korzystałam i korzystam nadal. Były po prostu wygodne, a dzieciom nic po nich nie było, niezależnie od firmy. A teraz, kiedy dzieci korzystają z toalety, chusteczek używam do czyszczenia wszystkiego: od umywalki w łazience, przez deskę sedesową, na podkłądkach na stole jadalnianym kończąc. Mam wrażliwą na chemię gospodarczą skórę i jedynie chusteczki jestem w stanie znieść:)
A próbowałaś kiedyś pieluch z Rossmana z serii babydream? U nas sprawdziły się bardzo dobrze. A stosunek jakości do ceny (zwłaszcza po założeniu karty rabatowej) rewelacyjny!
Pozdrawiam:)
Inhalacja świetna sprawa! Dzięki niej (i przy małej pomocy aspiratora) pozbyłam się padkudnego kataru u miesięcznej córki :-) Inhaluję codziennie podczas porannych czynności higienicznych, nawet gdy jest zdrowa: solą fizjologiczną, rumiankiem lub wodą solankową ze zdrojów. Na inhalator pewnie bym się nie zdecydowała (bo nie wiedziałam, że to taka fajna sprawa!) , ale to prezent od zatroskanych dziadków :-) Ma fajną nasadkę, która robi mgiełkę wokół córki, więc nie potrzebuję maseczki, na którą jest jeszcze za mała./Olga
UsuńNie wspomniałam o nebulizatorze, bo my przez 1,5 roku w ogóle nie wiedzieliśmy czym jest choroba. Róża nigdy nie miała nawet kataru ani chrypki. Ostatnio była chora po raz pierwszy, kupiliśmy to ustrojstwo, ale niechętnie z tego korzystała i w zasadzie nie wiem czy coś to pomogło. Ale na przyszłość będzie. Jako koniecznego elementu wyprawki bym chyba jednak tego nie dodawała.
UsuńMokre chusteczki to moja obsesja! Od niepamiętnych czasów mam w torbie paczkę i wszystko przecieram, idą u mnie jak woda. W domu też. Przecieram nimi kurze na półkach, okruchy po śniadaniu, łazienkę, kuchnię, koty, wszystkie nowe książki, telefon codziennie po przyjściu do domu, no wszystko! Do dziecka też ich używam, choć właśnie za wygodniejsze uważam bieżącą wodę. Ale dla mnie jedyne słuszne chusteczki to różowe, bezzapachowe z Rossmana (nie są zbyt mokre).
Pieluch stamtąd nie znam, ale spróbuję.
A jak prasować lubisz, to czemu nie? Mnie aż skręca jak sobie myślę, że miałabym to robić. :)
Hehe, nebulizator ja kupiłam dwa tygodnie temu, a moje dziecko ma 22 miesiące... Więc tak, przydaje się, ale podobnie uważam że jako element wyprawki niekoniecznie. I różowe chusteczki z Rossmana <3 Też jedyne jakich używamy (choć u Matki Polki Dady Sensitive i też są ok).
UsuńPierwszy raz zareaguję chociaż czytam od dawna. Robertowi, którego mam przyjemność znać osobiście, muszę pogratulować tak rozsądnej żony:-) Obym i ja się taka okazała za kilka miesięcy!
OdpowiedzUsuńCzy mąż czyta??? :) Nigdy nie czyta, niestety... Ale mu powiem! Dzięki! ;)
UsuńZadniczo w większości się zgadzam :-) Octenisept nic nie pomógł na pępek, nie chciał odpaść i goił się zdecydowanie za długo, dopiero gdy w akcie desperacji zaczęłam używać zwykły spirytus w dwa dni problem został rozwiązany :-D Moja mała też miała problemy z suchą skórą, ale zamiast emolientów mylę ją laurowym mydełkiem z Aleppo i smaruję olejkiem że słodkich migdałów. Przy bardziej wysuszonej skórze (lub przed wyjściem na mróz) stosuję domowy krem będący miksem olejku migdałowego i masła shea- nie ma żadnych zbędnych dodatków, jest naturalny, wychodzi tanio i doskonale natłuszcza oraz ujędrnia. Sama go używałam w ciąży i teraz kiedy karmię na skórę piersi :-) Jest super! /Olga
OdpowiedzUsuńU nas właśnie odpadł pępek bez niczego i to bardzo szybko. Myślę, że to sprawa indywidualna, u każdego dziecka inaczej, jak z zębami.
UsuńAch, zawsze mnie fascynują te domowe, naturalne mikstury i zawsze chcę je zrobić, ale jakoś nie mogę się zebrać. Kompletnie się na tym nie znam, pewnie by mi to wszystko nie wyszło. Z drugiej strony, jak my od narodzin mamy tą samą butelkę emolientu i płynu do kąpieli (muszę sprawdzić daty ważności...) to nie wiem czy się w ogóle opłaca.
My jesteśmy tymi co kąpali noworodka i kilku miesięcznego Antka w sypialni :)
OdpowiedzUsuńNa łóżeczku był przewijak i ręcznik. Wyjmowałam piżamke, pampersa i potrzebne kosmetyki. Wanienke przynosiliśmy we dwójkę bądź Karol sam (ani razu nie rozlaliśmy wody). Początkowo stawialiśmy ją na łóżku małżeńskim, z czasem na podłogę.
Po kąpieli ja zajmowałam się ubieraniem itd a Karol w tym czasie wynosił wanienke. Przy drugim dziecku będzie podobny schemat :)
Ja niestety jestem w porze kąpieli często sama, bo mąż pracuje do 21, wiec przy dwójce dzieci jedyne co wchodzi w grę to ich wspólna kąpiel w dużej wannie. Inaczej codzienna logistyka upadnie. :P
UsuńMy też początkowo kąpaliśmy starszą córkę w wanience w sypialni, żeby mieć bliżej do przewijaka umieszczonego na łóżeczku. Przestaliśmy w dniu, w którym ni stąd ni zowąd korek wanienki sam wypadł, a woda z wanienki z siłą wodospadu polała się na drewniany parkiet.
UsuńPrzewijak który kładzie sie na łóżeczku można położyć również w poprzek wanny
UsuńJestem coraz bliżej porodu i chyba zaczynam wariować pod każdym względem- dosłownie. Twój post nie tyle poprawił mi humor, ale rozjaśnił bardzo wiele spraw i rzeczywiście nie trzeba robić zapasów jak na wojnę, albo kupować drogich preparatów itp. A już spotkałam się w rodzinie z tekstami, że na początku to same typowe oryginały i wszystkie drogie kosmetyki, pieluchy itp. nie jestem za tym, aby wydawać kasę na coś co pójdzie do kosza, albo nie będę z tego korzystała. Pożyjemy, zobaczymy. Wpis bardzo mi się przydał.
OdpowiedzUsuńDzięki:)
Pozdrawiam
matkapolka89
Cieszę się! :)
UsuńNaprawdę nie warto kupować w ciemno drogich kosmetyków tylko dlatego, że są drogie, bo wiele z nich ma beznadziejne składy, pełne konserwantów i sztucznych barwników.
Panno Swawolna! przeczytawszy wpis i odpowiedzi na komentarze odnalazłam w Tobie bratnią duszę. Też najbardziej ulubiłam sobie różowe chusteczki z rossmanna i idą u mnie jak woda (pampersowe były takie mokre! mam smaczka na niveę, ale ona się nie opłaca. Tyle że składy to mnie za penis nie obchodzą). Też stosowałam zielone pampersy, a raz gdy dostaliśmy to i białe do czasu gdy przymusowo kupiłam dadę z braku laku. Od tego czasu nie kupiłam innej pieluszki (nie wiem jak można było płacić 72 grosze za sztukę).
OdpowiedzUsuńŻelazko posiadam, bo czasem przydaje się podczas szycia, ale koszulę Mężowi to ostatni raz chyba na ślub prasowałam. A przy dziecku użyłam owszem, ale do podgrzania pieluszki na rzekomo bolący brzuszek.
Nigdy nie miałam przewijaka w łazience, ale też ostatnie dziecko zaczynałam mieć nie u siebie i nie było jak. Za to doceniłam jednorazowe podkłady i w sumie to zrezygnowałam z przewijaka. Całe nasze życie toczy się w łóżku i tam też odbywa się przewijanie.
Odnośnie termometru też czuję podobnie, mamy taki na podczerwień i on pokazuje wszystko. Mamy sponsora na kolejny taki, ale boję się kolejnego bubla. W ostateczności używam prawdziwego, ale ogólnie to ufam swojemu wyczuciu ewentualnej gorączki i czasem się mylę. Są też termometry paskowe, ale one także się mylą.
Na punkcie proszków mam nerwicę, że jak użyję dzieciowego, to się nie spierze, ale nie używam dzieciowego. A ostatnio kupiłam sobie fetysz, którego nie miałam w dzieciństwie- płyn Cocolino.
Do pupy mamy od dobrych trzech lat pudełko Balneum- pierwszemu dziecku służył. Drugie woli oliwkę. Zamiast oliwki używam olejku migdałowego, który wprawdzie plami, ale i się spiera i jest u nas do wszystkiego, nawet dla par. Młodsze dziecko woli olejek od kremu. Na początku pierwszego dziecka stosowałam krem na wszelki wypadek, ale pieluchy [z powodu złego zakładania] przemakały i pomyślałam że to wina kremu i go odrzuciłam bardzo szybko.
Zrobiłam dziś też duży zapas emolium, bo mam jedno suchoskórne dziecko. Może to wina proszków, nie wiem bo przecież nie zrezygnuję ze spierania plam. W każdym razie emolium jest o wiele lepsze od reklamowanego niegdyś w gazetach balneum, które się lepiło bardzo.
Z łezką nostalgii wspominam też czas, gdy niemowlę się nie brudziło i kąpane oraz przebierane było raz na kilka dni. Czasem przebierałam je specjalnie na wizytę dziadków, żeby nie pomyśleli, żem syfiara.
Przy pierwszym dziecku też przez półtora roku nie wiedziałam co to choroba i co to nebulizator. Teraz właściwie nie wiem, co to zdrowie. Od miesiąca nie możemy pozbyć się kataru i kaszlu, ale chyba w końcu po miesiącu do szło do efektownego pogorszenia i coś się ruszy.
PS. Czy widoczny z boku blog 'Stasiek poleca' odwiedzasz od niedawna? Czy szukałaś tam może wspomnianego przeze mnie Minimaksa? :)
Ja myślałam, Cytrynno, że my w sobie bratnie dusze odnalazłyśmy już dawno temu i aż mnie martwi, że Ty dopiero teraz, przy chusteczkach, to zauważyłaś!
UsuńBloga wspomnianego mam na pasku od bardzo dawna, choć odwiedzam rzadko. Nie, nie szukałam, ale teraz poszukałam, ale to było wydane w 1996! No chyba, że znowu mi znajdziesz sklep z tą książką. ;) Ale musi być nowa!
Gdybym miała skaner, to bym Ci zrobiła nowiusieńkie skany, ale skaner nam padł, a nowego nie kupujemy, bo ja się po cichu cieszę, że o jeden grat mniej.
UsuńA o tych bratnich duszach to Mąż, który jest zawsze akuratny i który akurat wrócił gdym wtedy komentowała i skontrolował co ja sobie indywidualnie piszę, to rzekł, że powinnam napisać, że 'po raz kolejny', ale ja chciałam indywidualnie napisać i dlatego tak wyszło. Ja nie jestem taka akuratna jak Mąż.
Nie sądzisz, że bratnie dusze powinny sobie pokazywać swoje... biblioteki?
Uwielbiam ten wpis i podpisuję się pod wszystkim. Mi też zalegają próbki Sudocremu z ciąży (a raczej zalegały aż się nie przeterminowały, kurde bele flak) - bo mimo że problemy z pupą Mill miała masakryczne (kwestia niedorzałego kładu pokarmowego a nie pieluch, ale wiem to z czasem)Sucocrem się w ogóle ale to w ogóle nie sprawdził (i w ogólne nic z cynkiem, a przetestowałam WSZYSTKO) - za to Linomag to nasz hit nad hity i tubka zawsze na podorędziu.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o pranie non-stop... Yyyy... Jeśli masz niemowlę ulewające (a ja miałam, i to bardzo i to długo, z pół roku gdzieś jeśli nie dłużej!) to przebierasz je pierdyliard razy dziennie. BLW jeśli chodzi o ciuchy (moje dziecko nie toleruje śliniaków, peleryn, ani nic co ma za zadanie chronić od zapaplania się) to była letka przy tym ulewaniu... Więc może stąd to pranie? Ja prałam dużo, ale żelazkiem się nie skalałam (choć Matka Polka prasuje zawsze, a jak czasem prała ciuchy Mill to wracały w lepszym stanie niż nowe :), a po pierwszym opakowaniu Loveli olałam system i też przerzuciłam się na dorosły proszek i nic się nie stało.
Przewijak miałąm w sypialni nie w łazience, z wodą do pupy w miseczce a potem... w spryskiwaczu :D I też było ok! Tuż obok zapasu ciuchów, pieluszek i wszystkiego co trzeba. A po kąpieli neimowlę w ręcznik i na przewijak, żaden problem. Kąpaliśmy Mill...yyy... na stole w kuchni (od zlewu do stołu mniej niż krok, ale i tak ciężka ta wanienka skubana!), ale jak już była większa to po prostu wanienka w dużej wannie i heja! Teraz to w ogóle luz, bo zależy od dnia - albo prysznic ze mną lub Towarzyszem Mężem (przyokazyjna oszczędność wody) albo ciągle małą wanienka w dużej wannie, albo duża wanna, albo duża wanna z którymś z rodziców - do wyboru do koloru, uwielbia wszystko :) Podkłady z Seni najlepsze, ja przecinałam je nawet na... osiem części :) DO tej pory mam jedną paczkę zakamuflowaną, będzie jak znalazł w czerwcu. Pieluchy jednorazowe też u nas wygrały jednak, przymierzałam się do wielorazówek, ale w końcu nic z tego nie wyszło. I chyba... nie żałuję. Komfort mamy też jest ważny!
Bardzo fajny (i bardzo przydatny!) wpis. Buziaki Zu!
z.-
proszki i prasowanie to ściema :) najlepiej piorą się rzecz malucha z rzeczami rodziców ;)
OdpowiedzUsuńTeż nie łapię tego "prania non stop"... Wszystkie ubranka mojego dziecka zajmują jedna pralkę - WSZYSTKIE, ktore kupiłam, rozmiary od urodzenia do 6 miesięcy.
OdpowiedzUsuńPranie nastawiamy co 2-3 dni, pierzemy dziecięce ciuchy razem z naszymi. W Loveli albo w Persilu Sensitive, bo sami mamy wrażliwą skórę i nawet w czasach niedzieciatych używaliśmy łagodnych detergentów. A do spierania plam mydełko od dr Beckmanna - jest genialne :-)
Zazdroszczę czystej Róży, moje Ono potrafi się zasikać po pachy tak ze trzy razy dziennie :-D