
Mój stosunek do aborcji uległ w ciągu ostatnich kilku lat
ogromnej ewolucji. Gdybyście zapytali mnie o przerywanie ciąży jakiś czas temu,
bez wahania odpowiedziałabym, że popieram legalną, niczym nieograniczoną aborcję.
Nie wiem co bym zrobiła, gdybym zaszła w niechcianą ciążę, gdy byłam jeszcze
bardzo młoda, jako uczennica liceum albo studentka, ale możliwe, że zabieg
byłby jedną z rozważanych przeze mnie opcji. Sporo się zmieniło, kiedy już
naprawdę zaszłam w ciążę. To nie było proste. Od planu do efektu minęły trzy
lata. Tak bardzo chcieliśmy, ale się nie udawało. W międzyczasie czekało mnie
poronienie i puste jajo płodowe. Kiedy wreszcie zobaczyłam na aparacie USG
bijące serduszko mojego pierwszego dziecka – widziałam tam moją córeczkę Różę,
a nie zarodek czy płód. Kumulacja emocji nastąpiła w 12 tygodniu, w czasie
badań prenatalnym, kiedy okazało się, że moje dziecko ma paluszki, nerki i
żołądek, porusza tym wszystkim i fika koziołki. To był dla mnie cud, obrazek
wręcz mistyczny, najpiękniejszy jaki do tej pory widziałam. Od tej chwili wiem,
że nie usunęłabym ciąży ot tak, bez wyraźnego powodu. Że choćby zdarzyła mi się
niechciana wpadka i gdybym miała całkowicie inne plany na dalsze życie – ten
malutki zlepek tkanek w moim brzuchu będzie moim dzieckiem, moim kochanym
maleństwem. Są jednak sytuacje, w których dokonałabym aborcji.
Gdyby istniały uzasadnione podejrzenia, że moje życie lub
zdrowie jest przez ciąże zagrożone – przerwałabym ją, nie mam co do tego
żadnych wątpliwości. Nawet jeśli uzna się płód za osobę żyjącą, nie jest to dla
mnie życie tak samo wartościowe jak życie osoby, która ma już rodzinę, przyjaciół,
którą kocha wiele osób, której wiele osób potrzebuje. Nie jest tym samym śmierć
człowieka, który jest już na tym świecie i bytu o niepewnym statusie, który nie
ma jeszcze nawet świadomości życia i, wbrew temu co twierdzą „obrońcy życia”,
nie będzie płakał „mamusiu, dlaczego mnie zabiłaś?”. Nie zostawiłabym męża i dzieci w imię prawa do życia kogoś innego.
Po wprowadzeniu ustawy ciąża stanie się realnym
zagrożeniem dla życia kobiety. Ciąża pozamaciczna nie będzie mogła być usunięta
na wczesnym etapie, a dopiero wtedy, gdy stanowić będzie bezpośrednie
niebezpieczeństwo dla życia matki (a więc kiedy na przykład ta zacznie krwawić
do macicy) – nie przeżyje nikt. Kobiety z nowotworami przestaną być leczone
chemią. Kobiety z ciężkimi chorobami serca i innymi oczekiwać będą musiały na
swój zgon. Zerknijcie co ma na ten temat do powiedzenia profesor Dębski, jak
utrudniona będzie praca lekarza: KLIK!
Nie urodziłabym dziecka, które jest skazane na śmierć w
ciągu kilku dni lub tygodni po porodzie. Mowa tu o wszystkich wadach
rozwojowych typu bezmózgowie albo otocefalia, które skazują dziecko na powolne
i bardzo bolesne umieranie. Nie potrafię sobie wyobrazić dla matki większego
cierpienia niż patrzenie na umierające dziecko. Nie urodziłabym ciężko chorego
dziecka, które nie będzie zdolne do samodzielnej egzystencji. Mogłabym napisać,
że to dlatego, żeby oszczędzić cierpienia właśnie temu dziecku (ja bym wolała
nie urodzić się wcale niż żyć w ten sposób), mogłabym się zasłonić brakiem pieniędzy.
To wszystko byłaby prawda. Jednak przede wszystkim nie zrobiłabym tego dla
siebie i swojej rodziny. Czy Wasze niemowlęta wrzeszczały kiedyś z bólu? Czy
były chore i nie potrafiły powiedzieć co im dolega? Pamiętasz to
obezwładniające poczucie bezsilności, rozpaczliwą chęć pomocy, której nie
potrafisz udzielić? Ile to trwało? Jeden wieczór, trzy dni, tydzień? A teraz
sobie wyobraź, że tak wygląda całe Twoje życie, że nie ma szansy na poprawę.
Wyobraź sobie, że nie doczekasz się pierwszych kroków swojego dziecka, że nie czekają
Cię kolejne etapy, nowe osiągnięcia. Ogromne musi być poczucie bezsilności,
frustracji i beznadziei takiego rodzica, ogromną siłę trzeba mieć, aby to
znosić. Ja bym nie potrafiła i nawet nie chciałabym próbować. Nie chcę
poświęcać swojego życia.
Po wejściu w życie przepisów z ustawy urodzić będzie się
musiał każdy. Urodzi się dziecko bez płuc, aby udusić się w ciągu kilku sekund
po porodzie, urodzi się też dziecko, którego jedyną reakcją życiową będą
źrenice reagujące na światło. To nie umrze tak szybko, będzie ciężarem dla
swoich najbliższych przez kilkadziesiąt kolejnych lat. Co ma zrobić żyjąca na
skraju ubóstwa rodzina z dzieckiem, które będzie wymagało drogiego sprzętu
medycznego i leczenia? Państwo, które tak dzielnie walczyło o jego pojawienie
się na świecie teraz umywa ręce i jedyne, co proponuje to termin do specjalisty
na za dwa lata.
Wydaje mi się też, że nie urodziłabym dziecka z gwałtu,
czuję, że to niewłaściwe. Teraz rodzić będzie musiała nie tylko dorosła kobieta
zmagająca się z traumą po brutalnej napaści, ale też kilkunastolatka po
zbiorowym gwałcie i upośledzona dziewczynka zgwałcona przez swojego opiekuna. Ciekawa
jestem ilu z tych mężnie walczących o życie poczęte panów wzięłoby pod swój
dach dziecko oprawcy i pokochało jak własne, ilu z nich chodziłoby ze swoim
dorastającym synem grać w piłkę.
To jednak, co najbardziej uderza mnie w projekcie ustawy
to konsekwencje niewypowiedziane wprost, które jednak staną się
rzeczywistością. Znacznie utrudniony zostanie dostęp do badań prenatalnych. Jak
wiadomo są one okupione ryzykiem poronienia, ale dzięki nim można już w życiu
płodowym wyleczyć wiele chorób. Lekarze nie będą ryzykować swojej wolności.
Najbardziej dotyka mnie jednak to, w jak bestialski i poniżający sposób będą traktowane
kobiety po poronieniu – jak kryminalistki. Nie podlega karze matka, która nieumyślnie
powoduje śmierć dziecka poczętego, ale kto to będzie ustalał? Prokurator,
policja? W Salwadorze, gdzie wprowadzono przepisy aborcyjne bardzo podobne do
naszych tak to właśnie wygląda (poruszający film do obejrzenia TUTAJ). Naturalnym
poronieniem kończy się około 20% ciąż, mnie samą to spotkało. Nie wyobrażam sobie,
żebym w tak trudnym dla siebie momencie musiała składać jakiekolwiek
wyjaśnienia.
Wkurza mnie, tak bardzo wkurza mnie postawa zwolenników
zaostrzenia ustawy aborcyjnej. Drażnią mnie ludzie, którzy uważają, że mają
monopol na to, co słuszne i decydują o cudzych sumieniach. Przekonują, że to
wspaniałe uczucie móc pożegnać się ze swoim właśnie narodzonym dzieckiem bez
twarzoczaszki. Uważają, że zdarzają się cuda i dziecko, które na obrazie USG
nie ma mózgu może jednak urodzić się całkowicie zdrowe, bo przecież lekarze się
mylą. Pojawiają się wspaniałomyślne rady na to, co zrobić z niechcianym dzieckiem
– donosić ciążę, urodzić i... oddać dziecko. No pięknie. Jednocześnie
najbardziej zapalczywi przeciwnicy nie potrafią wejść w żadna merytoryczną
dyskusję, widać to zwłaszcza w ostatnich dniach, w internecie. Wiele portali
wrzuca swoje deklaracje przystąpienia do Czarnego Protestu, a po chwili
pojawiają się komentarze w stylu „Jesteście głupi, unlike!”. Solidarność z
protestującymi zadeklarowało między innymi wydawnictwo Prószyński i S-ka.
Ludzie ogłaszają, że przestaną kupować wydane przez nich książki. Nie wiem –
śmiać się czy płakać.
Ponad wszystko jednak wkurza mnie to, że nazywają nas –
przeciwników zaostrzenia przepisów aborcyjnych mordercami dzieci, że kieruje
nami rządza śmierci, „Jak można być matką i jednocześnie żądać śmierci innych
dzieci” – pytają. Ja za to zastanawiam się jak można być matką i jednocześnie
wymagać od innych kobiet, aby rodziły martwe płody. Jak przerażającym uczuciem
musi być oczekiwanie na swoje dziecko ze świadomością, że musi ono umrzeć albo
że umrę ja. W imię jakiej ideologii? I to wcale nie znaczy, że nie kochałabym
swojego dziecka z zespołem Downa albo że chcę teraz zabić wszystkich trisomią obciążonych.
Walka z proponowanymi przepisami to nie próba przepchnięcia powszechnego nakazu
aborcji, ale walka o prawo do decydowania o sobie, swojej rodzinie i swoim
życiu, to walka o podstawowe prawa człowieka, o wolność wyboru w tym trudnym
dla każdej kobiety czasie.
W czasie sobotniej demonstracji moją uwagę przykuł transparent
„obrońców życia”. Głosił on, że w latach 2000-2015 w toruńskim szpitalu „zabito
67 dzieci nienarodzonych”. To był dla mnie szok. W dużym, miejskim szpitalu
(jedynym z oddziałem ginekologicznym) w ciągu 15 lat dokonano TYLKO 67 aborcji.
Przecież to bardzo mało! To oznacza, że ciąże legalnie przerywa się tylko w
najbardziej skrajnych przypadkach, wtedy kiedy jest to naprawdę konieczne. Nie
masowo i na dużą skalę, co faktycznie mogłoby rozjuszyć protestujących, ale w
jakimś marnym promilu wszystkich ciąż. I właśnie tego chcą zakazać, tych skrajnych
wyjątków!
Ustawa, która teraz obowiązuje jest idealna i uważam, że
powinno zostawić się ją w spokoju. Ba! Jestem nawet zwolenniczką jej liberalizacji,
o ile ta szłaby w parze z rzetelną edukacją seksualną i łatwo dostępną
antykoncepcją. Choć ja nie przerwałabym zdrowej, prawidłowo rozwijającej się
ciąży, to wiem, że decyzje mogą być różne. Żadne przepisy nie są w stanie
zmienić zdania zdesperowanej kobiety. Ktoś, kto będzie pewny swojego i tak nie zrezygnuje. Jeśli kobieta stanie przed
wyborem: kilka lat w więzieniu czy całe życie z przykutym do łóżka dzieckiem –
odpowiedź nasunie się sama. Podziemie aborcyjne rozwinie się, a te kobiety,
których nie będzie stać na zabieg w cywilizowanych warunkach, będą umierać na
skutek rozerwania macicy drutem albo wypicia toksycznych mikstur kupionych
przez internet. Osiedlowe śmietniki zapełnią worki z półmartwymi noworodkami. Każdego
roku w Polsce dokonuje się ponad 100 tysięcy nielegalnych aborcji, teraz
statystyki pójdą tylko w górę.
W sobotę, wraz całą rodziną wzięliśmy udział w toruńskiej
demonstracji. Dziś, mimo deszczu, też się pojawimy.
Zachęcam też wszystkich, aby sięgnąć do źródła. Proponowane
zmiany w ustawie można znaleźć TUTAJ.

I my też dzisiaj będziemy demonstrować w Poznaniu w deszczu. Babcia, matka i córka, całe pokolenie. Moje podejście do aborcji jest takie jak Twoje, nie pozwolę aby ktoś mówił mi, że zarodek/płód jest ważniejszy niż moja rodzina, niż moja 2-letnia córeczka i mąż. Nie będę skazywać mojego męża i córki na wychowywanie chorego, cierpiącego dziecka bez mamy. Mam dla kogo żyć! pozdrawiam dla_dzieci (instagram)
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJE Ci za ten post, za to co w sposób tak inteligenty przekazałaś kobietom, które będą Cię czytały. Oczywiście bez dwóch zdań popieram Cię w 100%, bo tu nie chodzi o chęć dokonywania aborcji ot tak bo my kobiety tak chcemy, to chodzi o wolność wyboru, o nie narzucanie czegoś co jest absurdalnym samobójstwem godności kobiety. Uważam, że to co robią aktualnie politycy jest dowodem na poniżanie płci żeńskiej, właśnie Ci, którzy chcą tak zmienić ustawę mają kobiety za ,,COŚ", a nie ,,KOGOŚ", jesteśmy traktowane przedmiotowo, nie szanują naszego życia i chcą w sposób świadomy narażać nasze zdrowie i życie, czy to właśnie CI, którzy chcą Nam to wyrządzić nie powinni być postawieni przed sądem?
OdpowiedzUsuńCzy kiedykolwiek zmieni się stosunek do kobiet? To straszne co się dzieje.
Mając dziecko, którego kocham najbardziej na świecie... dziś nie zawahałabym się dokonać aborcji, gdyby moje życie było zagrożone, nie chciałabym osierocić swojego dziecka, które mnie potrzebuje, również mojego syna nie chciałabym skrzywdzić rodząc chore dziecko, które nawet w 1% nie będzie kontaktowało i potrzebowałoby mojej 24h opieki przykute do łóżka.... czy przez to jestem zła ? nie sądzę, jestem kobietą, mam syna i chcę mu dać szczęśliwe życie, jestem kobietą i mam wybór - żyć czy cierpieć, nikt nie powinien decydować za mnie i mówić, że jestem samobójczynią. Świat tonie w łzach głupoty. To przykre. Chciałabym, aby osoby, które chcą zmienić ustawę zajęły się ciężko chorym dzieckiem, a może gwałt ? ewentualnie inne rzeczy.... jak tak mogą ?
ABSURD.
Pozdrawiam Cię bardzo gorąco.
matkapolka89
BRAWO!!! podpisuję sie rękami i nogami! dziękuję za ten mądry tekst. Ja również protestuję wraz z mężem. Dziś wraszawskie ulice pełne kobiet ubranych na czarno - budujacy widok. :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTak bardzo się zgadzam.
OdpowiedzUsuń